To był gorący tydzień.
Pomimo tego, że nie raz za oknem padało a pogoda była tak nieprzewidywalna, że bez parasola na dwór nie było co się ruszać byliśmy w naszym "małym piekiełku".
Szymek zaliczył w piątek wieczorem odwiedziny u pediatry.
Wysoka gorączka trawiła ciałko mojego synka prawie cały dzień. Jeszcze do tej pory wychodząc z domu mam przed oczami uśmiechniętego bobasa a nie spoconego i płaczliwego małego człowieczka.
Pediatra orzekła, że Szymek złapał
wirusowe zapalenie gardła.
źródło |
Faktycznie wstając z rana synek pokasływał, miał lekki katarek ale wszystko zrzucałam na idącą prawą dolną dwójkę.
Jego brak apetytu czy rozdrażnienie też nie były mi obce.
Ale wychodząc z domu na cały dzień nie byłam w stanie wyłapać symptomów świadczących o nadchodzącej chorobie.
W piątek ok 17 mąż zadzwonił, że jedzie z dzieckiem do lekarza.
Gorączka na tyle była silna, że Ibum nie pomagał a temperatura była bliska 40.C.
W porę zareagował.