sobota, 28 marca 2015

KIEDY RODZI SIĘ DZIECKO....

W myślach od kilku dni układałam co by tu napisać o moim prawie trzylatku.Przecież tak wiele się ostatnio zadziało w jego/naszym życiu.
Niestety rzeczywistość pisze inne scenariusze.A ja muszę z siebie wyrzucić to wszystko co mnie DUSI I PRZYTŁACZA!!!

MUSZĘ I KONIEC.

Kiedy rodzi się dziecko wszystko się zmienia.Żyje się intensywniej,szybciej można by rzec,że "tamto życie przed"nie było złe ale mu czegoś brakowało,nie było doskonałe.

I tak było w Naszym przypadku.




Czegoś nam brakowało.Z zazdrością patrzyłam jeszcze przed ślubem na pary z małymi dziećmi.Chciałam w tamtej chwili już,zaraz mieć dziecko i na niego przelewać tą naszą miłość.Chciałam mieć coś Naszego.Chciałam ofiarować najcenniejszy dar jaki może żona/kobieta ofiarować swojemu mężczyźnie w postaci potomka.

Chciałam.

Udało mi się zostać mamą po raz drugi.Urodziłam wspaniałego synka.

I wróciłam do punktu wyjścia.Liczyłam na zmiany,na to,że mój mąż doceni to jak wielkim i ciężkim zadaniem jest wychowywanie dwóch latorośli.Liczyłam na pomoc,wsparcie i to,że argumenty typu "ja się boję" nie będą miały miejsca.

Jakże się myliłam.

Nie będę oszukiwać i pisać jak to mój małżonek wspaniale mi pomaga,jak mnie odciąża i docenia.Tak nie jest.Trafiłam na mur,opór, którego się nie spodziewałam.Trafiłam na barierę,której nie mogę pokonać.My już nie rozmawiamy. Słyszę tylko wyrzuty a on z kolei ma serię fochów i dąsów.Sprzeczamy się dosłownie o wszystko. Już nie pamiętam aby powiedział mi coś miłego,aby połechtał me kobiece ego.Bij zabij no nie pamiętam.

Liczą się tylko ostatnio gesty,które sprawiają,że łzy same płyną a ja czuję się źle i nie na miejscu.Widzi i słyszy to Szymek i żal mi dziecka,ale tak musi być.Tak będzie do póki Mąż nie prze organizuje swojego życia tak abym ja i dzieci byliśmy na pierwszym miejscu.Bo jak na razie tego nie widzę i nie czuję.

Złości mnie to,że od ponad miesiąca to tylko ja się zajmuję Mateuszem.Sam nie wychodzi z inicjatywą i chociaż widzi kolejną kawę w moim kubku nie proponuje mi chwili wytchnienia,no chyba,że cudem nasze dwa bączki śpią jednocześnie.Co się zdarza bardzo rzadko.Argumenty o zmęczeniu na niego nie działają bo czymże ja się zmęczyłam.Niewyspana to ja już będę do momentu jak chłopaki wyprowadzą się do swoich żon.A może i nie.Trudno się mówi - Nie ma zmiłuj.

Nie wiem jak do Niego dotrzeć czym potrząsnąć aby coś się zmieniło,bo mam wrażenie,że wychowuje nie dwójkę ale trójkę dzieciaków.Jest mi przykro kiedy widzę,że moja praca jest niedoceniana a przecież wszystko kosztuje mnie wiele energii.Nie potrafię zalec na fotelu i oglądać seriali,muszę coś robić ponieważ moja doba drastycznie się skurczyła a ja wszędzie widzę nieład,bałagan.Nie jest tak jakbym chciała.Nie jest po mojemu.

Ja wiem,że teraz powinnam skupiać się na dzieciach,na Szymku aby ten nie czuł się porzucony,zaniedbany ale sama zaczynam wątpić w swoje możliwości.

Nie potrafię wykrzesać z siebie energii i wydaje mi się,że już wszyscy dookoła zaczynają widzieć,że mam dość.

KOCHAM swoje dwa bąki i codziennie staram się im poświęcać jak najwięcej czasu ale w tym wszystkim nie ma miejsca dla mnie,na to co mi sprawia przyjemność.

Może powinnam jeszcze bardziej "spiąć pośladki",być bardziej zorganizowaną.Sama nie wiem.Wiem jedno pada.Wiem,że dzisiaj moja cierpliwość będzie wystawiana na próbę wielokrotnie,że pranie się samo nie zrobi i samo się nie uprasuje ale liczę na pomoc małżonka chociażby w opiece nad starszakiem.
Mam takową nadzieję,że szybko się ze wszystkim uporam  i zrobię sobie chociaż jedną rzecz dla siebie.Niech to będzie chociaż pomalowanie paznokci.Moje pięć minut.

2 komentarze :

  1. Jesteś dzielna mamą :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Staram się trzymać i nie dać się zwariować,chociaż czasami wszystko mnie przytłacza i sprawia,że czuję się podłe.
      Wierzę,że jeszcze wszystko się ułoży,a teraz w naszym związku mamy tak jakby"skok rozwojowy"i mam nadzieję,że będzie lepiej.

      Usuń