Maj żegnamy powoli- leniwie, można by rzecz ospale.
Zmęczeni ostatnio jesteśmy jak jeszcze nigdy dotąd.
Ciągłe dojazdy i nieobecność powodują,że w domu czuję się nieraz jak gość.
Zmęczenie moje jak i męża odbija się jak czkawka w naszych relacjach( niestety). Próbujemy temu zaradzić ale czasami mała pierdoła, słowo niedopowiedziane i mamy "rewolucje domowe".
Najbardziej mi żal, tego co tracę codziennie nie będąc przy synku a wierzcie mi posiadam "żywe sreberko".
Wszędzie go pełno, czasami jest taki dzień,że wogóle nie zwraca na nas swojej uwagi. Zajmie się sobą, zabawkami, zwiedzaniem mieszkania a nas, mnie traktuje jak żywe dekoracje.
A czasami jest na odwrót- przylepa.
Nie da odejść choć jednego kroku. Największym wrogiem jest pieluszka a od kilku dni zapewne każdej z Was znana Nosefrida.
Tak walczymy z katarem.
Ciągłe dojazdy i nieobecność powodują,że w domu czuję się nieraz jak gość.
Zmęczenie moje jak i męża odbija się jak czkawka w naszych relacjach( niestety). Próbujemy temu zaradzić ale czasami mała pierdoła, słowo niedopowiedziane i mamy "rewolucje domowe".
Najbardziej mi żal, tego co tracę codziennie nie będąc przy synku a wierzcie mi posiadam "żywe sreberko".
Wszędzie go pełno, czasami jest taki dzień,że wogóle nie zwraca na nas swojej uwagi. Zajmie się sobą, zabawkami, zwiedzaniem mieszkania a nas, mnie traktuje jak żywe dekoracje.
A czasami jest na odwrót- przylepa.
Nie da odejść choć jednego kroku. Największym wrogiem jest pieluszka a od kilku dni zapewne każdej z Was znana Nosefrida.
Tak walczymy z katarem.