czwartek, 30 maja 2013

Zasmarkany żywot Nasz

Maj żegnamy powoli- leniwie, można by rzecz ospale.
Zmęczeni ostatnio jesteśmy jak jeszcze nigdy dotąd.
Ciągłe dojazdy i nieobecność powodują,że w domu czuję się nieraz jak gość.
Zmęczenie moje jak i męża odbija się jak czkawka  w naszych relacjach( niestety). Próbujemy temu zaradzić ale czasami mała pierdoła, słowo niedopowiedziane i mamy "rewolucje domowe". 

Najbardziej mi żal, tego co tracę codziennie nie będąc przy synku a wierzcie mi posiadam "żywe sreberko".
Wszędzie go pełno, czasami jest taki dzień,że wogóle nie zwraca na nas swojej uwagi. Zajmie się sobą, zabawkami, zwiedzaniem mieszkania a nas, mnie traktuje jak żywe dekoracje.
A czasami jest na odwrót- przylepa. 
Nie da odejść choć jednego kroku. Największym wrogiem jest pieluszka a od kilku dni zapewne każdej z Was znana Nosefrida.

Tak walczymy z katarem.


Do tej pory zastanawiam się skąd to do nas przybyło, kto nam takiego prezencika podesłał. Już nie pamiętam abym przespała całą noc. Ciągłe posapywania,pochrapywania synka powodują,że leżę jak żołnierz czy strażak na służbie. 
Gotowa w każdej chwili rzucić się mu na ratunek.
 A leżąc nieraz marzy mi się koniec tej przygody.
Szczęśliwy koniec:-)

Nie mogę patrzeć na Szymka kiedy to walczy z blokującym go katarem. 
żal mi go.
Pani Pediatra uspokoiła nas,że synek nie jest podziębiony i żadne antybiotyki nie są potrzebne ale infekcja i nieżyt noska utrzyma się jeszcze jakiś czas.

I tak czekamy, odciągamy, walczymy z coraz to silniejszym wrogiem i słowo daje jak do środy nie opuści nas ten glut- Pani doktor ma kolejnego pacjenta. 
A jak jestem niewyspana to potrafię odpysknąć i zabrać dziecko do innego specjalisty.


Już nie wierzę w szczere intencje lekarzy czy w te ich bezinteresowność- za dużo maluszków i małych dzieci zmarło ostatnimi czasy żeby wystawiać im pozytywną laurkę. Podobno zawód z powolaniem, ale po drodze gdzieś ich ta empatia opuszcza a człowiek staje się kolejnym numerkiem na liście oczekujących.

Złości mnie jeszcze jedna rzecz a mianowicie Pani co u nas sprzedaje w Aptece.
 Kobitka niby w średnim wieku, niby z doświadczeniem a tu zamiast doradzić, dopomóc czyta mi garść inf. zawartych w ulotce- tak to i ja potrafię. Ale czy ja laik i osoba, która totalnie nie zna się na składach leków mogę sama decydować i kupować produkty, które zamiast pomóc dojść do zdrowia mogą tylko pogorszyć, zaszkodzić zdrowiu a nawet życiu małego pacjenta.

Gdzie wiedza tej Pani?
Czy wieloletnie doświadczenie wyparła rutyna i zniechęcenie?

Boję się czasów kiedy na wizyty lekarskie trzeba będzie czekać jeszcze dłużej a osoby, które mogłyby pomóc, doradzić oddzielą się grubą, dźwiękoszczelną szybą, ścianą i potraktują nas jak niechcianego petenta, klienta.


2 komentarze :

  1. Ja się w sumie nie dziwię Pani z apteki. Ona nie jest lekarzem i nie chce nikomu źle doradzić. Jakby na to nie spojrzeć to aptekarz to teraz taki zwykły sprzedawca.

    OdpowiedzUsuń
  2. my mamy to samo, szybciutko wracajcie do zdrowia:)

    OdpowiedzUsuń