I znowu cisza nastała w Pałeczkowie. Po części sprawcą był
dostawca Internetu a poniekąd mój brak zapału i chęci. Zresztą ostatnimi
czasy z tymi chęciami jest coraz to gorzej. Z mężem po wielokroć toczymy walki
o to abym nie odkładała wszystkiego na „kiedyś”,
na „za
raz”. Nie chce mi się ostatnio nic. Leżałabym tylko w łóżku razem z
Szymkiem i czytała bajki i głaskała go po główce. Tego chcę ostatnio.
SPOKOJU I CISZY!!!!!
Niby o ciąży powinnam już wszystko wiedzieć, już to przecież
przerabiałam ale ciągle jestem
zaskakiwana i to niekoniecznie na plus.
Ciąża z Szymkiem to był czas kiedy
byłam wulkanem energii. Nic mnie nie ograniczało. Jazda na rowerze nigdy nie
była taka przyjemna, a wykonywanie prac domowych nie sprawiało mi problemów. Ba
moja poprzednia Pani Ginekolog padłaby jakbym jej powiedziała, że dwa razy
dziennie zbierałam szparagi i maliny. Ale nie umiałam cieszyć się ze stanu
błogosławionego. Nie celebrowałam tego a
szkoda.
Teraz częściej przerywam wykonywaną czynność i ganię się w
myślach za głupotę i brak logicznego myślenia. Za to co może się stać ze mną, z
maleństwem. Jak wielki mam wpływ na to stworzenie żyjące we mnie. Niby mam
wpływ na to co jem, co robię. Staram się jak najwięcej odpoczywać i nie
forsować organizmu. Staram się jak mogę, jak umiem a mimo wszystko dzieje się źle.
W środę byłam na
kolejnej wizycie u ginekologa i zamiast wyjść ucieszona spokojniejsza wyszłam z
receptą na kolejne badania. Wyniki morfologii spadły od poprzedniej wizyty.
Jeszcze na początku miesiąca walczyłam z zakwaszonym organizmem a tu już
kolejna niespodzianka. Nawet bicie serduszka mnie nie uspokoiło a lekarz był
bardziej skupiony na wynikach niż na tym co widzi w monitorze.
Później już było tylko gorzej. Lekarz dał mi dwa tygodnie
aby zobaczyć jak zareaguje organizm na leki a jeśli nie będzie poprawy to czeka
mnie pobyt w szpitalu aby tam zdiagnozowali przyczynę problemu.
Magiczne trzy
litery PLT-nic mi nie mówiące a od wczoraj po
kolejnej wizycie u Doktora Google mogłabym o tym pracę napisać. Chociaż sobie
obiecywałam, że nie będę czytać i doszukiwać się drugiego dna.
Pozostaje mi czekać i mieć nadzieję,że wszystko będzie dobrze. Nie wyobrażam sobie zostawić
moich chłopaków samych. Ja wiem, że jest teściowa i ona zaopiekuje się Szymkiem
jak może najlepiej ale co tu dużo kryć nasze maleństwo zaczyna dyktować
warunki, narzucać własne zdanie. Powolutku małymi kroczkami zaczyna mówić o tym
co chce ale sposób wyrazu doprowadza mnie na skraj załamania.
Teść już wielokrotnie proponował abym skończyła z
proszeniem, z tłumaczeniem i przeszła na inne argumenty ale ja nigdy nie uderzę
swojego dziecka. Tylko ja i mąż mamy prawo o decydowaniu o jego sposobie
wychowania i argumenty teścia są dla mnie śmieszne.
DOROSŁY CZŁOWIEK I IDZIE NA
ŁATWIZNĘ.
Co mu da fakt
uderzenia dziecka, czy ono zrozumie za co dostało. Czy te kilka ciastek
rozkruszonych na dywanie czy rozlane mleko na stole mają być powodem płaczu u
mojego synka. Nie wydaje mi się. Nie jestem idealna i wiele mi brakuje do
idealnej Matki Polki, za często krzyczę i podnoszę głos na Szymka ale fakt, że
mały kompletnie nie słucha tego co mam mu do powiedzenia doprowadza mnie do
szału.
Nadal nie reaguje na NIE WOLNO, STOP, STÓJ.
Wielokrotnie o mało nie doszło do wypadku, nie wiele brakowało a bym była
świadkiem jak moje dziecko zostaje potrącone przez samochód czy to jak ostatnio
zbił szybę od piwnicy i próbował wejść do środka. Złapałam go w momencie kiedy
klęczał na parapecie patrząc na potłuczone szkło. Nie płakał, nie wiercił się
kiedy go złapałam, jedynie co UNIKAŁ
WZROKU, NIE PATRZYŁ NA MNIE TYLKO PRZEZE MNIE, W DAL.
I to mnie najbardziej boli ta jego ignorancja i nie radzenie
sobie z emocjami.
CHYBA MA TO PO MNIE.
Najlepiej jakbym znalazła jakiś cudowny środek na tego
małego zbója bo jak na razie sama się motam. Staram się być konsekwentna w
swoim działaniu ale sama niczego nie zrobię. Jedynie co pozostaje mi robić to
nie tracić zimnej krwi i opanowania. Tłumaczyć i jeszcze raz tłumaczyć. Może
posłucha i Matka odniesie mały sukces.
trzymam kciuki za ciebie i groszka, a bunt dwulatka niedawno przerabiałam...powodzenia
OdpowiedzUsuńco jak co wsparcie zawsze mile widziane i rady też.
Usuńjak na razie jest walka i próba cierpliwości,ja ta zła policjantka a reszta rodziny dobra ale jakoś daję radę muszę
mysle ze rozmowa z dzieckiem przyniesie efekty w najblizszym czasie, po pierwsze dzieki wysluchiwaniu tlumaczen, nauczy sie wielu slow.
OdpowiedzUsuńJako ze ucze sie teraz na przedszkolanke (za granica), przerabiamy zachowanie dzieci, nasza nauczycielka porownuje zachowanie 2 latkow do nastolatkow haha!
Jedynie co moge zaproponowac to:
1.Odwrocenie uwagi - widzialam to kilka razy w akcji, dziecko zaczelo plakac i denerwowac sie, wiec mama szybko znalazla cos 'bardzo' ciekawego w tle. Mozna tez wymyslec jakas sztuczke, np znikajacy samochodzik 'patrz, mam samochod w rece!' (szybko wsunac go do rekawa) ' i nie ma!'
2. Rozladowanie energii - np jesli zbyt duzo biega albo sie denerwuje, przynies wielka poduche i zacznijcie ja razem uderzac, jesli boisz sie ze pomysli ze tak jest ok z ludzmi, zawsze mu przypominaj ze tak mozna robic tylko z poduszka
takze w czasie gdy syn ma atak tantrum, nie warto go uspakajac - jest w zbyt wielkiej histerii zeby cokolwiek do niego dotarlo, najlepiej poczekac az sie uspokoi i wtedy z nim porozmawiac. Takze,jesli mozliwe, mozesz po prostu wyjsc z pokoju, wiem ze trudno to zrobic gdy sa inni ludzie w okolo bo kazdy pomysli ze jestes okropna matka, ale to wlasnie reakcja na napady powoduje ze dzieci histeryzuja wiecej, bo ucza sie ze dzieki temu moga wyciagnac od innych reakcje. Sama pamietam jak w dziecinstwie placzem probowalam zwrocic na siebie uwage, mysle ze to na tym polega, dlatego jesli mozliwe, zignoruj go po prostu, zobaczy wtedy ze histeria nie przynosi zadnych efektow