niedziela, 14 września 2014

PLT- NIEZNANY WRÓG

I znowu cisza nastała w Pałeczkowie. Po części sprawcą był dostawca Internetu a  poniekąd mój brak zapału i chęci. Zresztą ostatnimi czasy z tymi chęciami jest coraz to gorzej. Z mężem po wielokroć toczymy walki o to abym nie odkładała wszystkiego na „kiedyś”, na  „za raz”. Nie chce mi się ostatnio nic. Leżałabym tylko w łóżku razem z Szymkiem i czytała bajki i głaskała go po główce. Tego chcę ostatnio.

SPOKOJU I CISZY!!!!!

Niby o ciąży powinnam już wszystko wiedzieć, już to przecież przerabiałam ale  ciągle jestem zaskakiwana i to niekoniecznie na plus.

 Ciąża z Szymkiem to był czas kiedy byłam wulkanem energii. Nic mnie nie ograniczało. Jazda na rowerze nigdy nie była taka przyjemna, a wykonywanie prac domowych nie sprawiało mi problemów. Ba moja poprzednia Pani Ginekolog padłaby jakbym jej powiedziała, że dwa razy dziennie zbierałam szparagi i maliny.  Ale nie umiałam cieszyć się ze stanu błogosławionego.  Nie celebrowałam tego a szkoda.


Teraz częściej przerywam wykonywaną czynność i ganię się w myślach za głupotę i brak logicznego myślenia. Za to co może się stać ze mną, z maleństwem. Jak wielki mam wpływ na to stworzenie żyjące we mnie. Niby mam wpływ na to co jem, co robię. Staram się jak najwięcej odpoczywać i nie forsować organizmu. Staram się jak mogę, jak umiem a mimo wszystko dzieje się źle.

W środę  byłam na kolejnej wizycie u ginekologa i zamiast wyjść ucieszona spokojniejsza wyszłam z receptą na kolejne badania. Wyniki morfologii spadły od poprzedniej wizyty. Jeszcze na początku miesiąca walczyłam z zakwaszonym organizmem a tu już kolejna niespodzianka. Nawet bicie serduszka mnie nie uspokoiło a lekarz był bardziej skupiony na wynikach niż na tym co widzi w monitorze.

Później już było tylko gorzej. Lekarz dał mi dwa tygodnie aby zobaczyć jak zareaguje organizm na leki a jeśli nie będzie poprawy to czeka mnie pobyt w szpitalu aby tam zdiagnozowali przyczynę problemu.
 Magiczne trzy litery  PLT-nic mi nie mówiące a od wczoraj po kolejnej wizycie u Doktora Google mogłabym o tym pracę napisać. Chociaż sobie obiecywałam, że nie będę czytać i doszukiwać się drugiego dna.

Pozostaje mi czekać i mieć nadzieję,że wszystko będzie dobrze. Nie wyobrażam sobie zostawić moich chłopaków samych. Ja wiem, że jest teściowa i ona zaopiekuje się Szymkiem jak może najlepiej ale co tu dużo kryć nasze maleństwo zaczyna dyktować warunki, narzucać własne zdanie. Powolutku małymi kroczkami zaczyna mówić o tym co chce ale sposób wyrazu doprowadza mnie na skraj załamania.

Teść już wielokrotnie proponował abym skończyła z proszeniem, z tłumaczeniem i przeszła na inne argumenty ale ja nigdy nie uderzę swojego dziecka. Tylko ja i mąż mamy prawo o decydowaniu o jego sposobie wychowania i argumenty teścia są dla mnie śmieszne.
 DOROSŁY CZŁOWIEK I IDZIE NA ŁATWIZNĘ.

 Co mu da fakt uderzenia dziecka, czy ono zrozumie za co dostało. Czy te kilka ciastek rozkruszonych na dywanie czy rozlane mleko na stole mają być powodem płaczu u mojego synka. Nie wydaje mi się. Nie jestem idealna i wiele mi brakuje do idealnej Matki Polki, za często krzyczę i podnoszę głos na Szymka ale fakt, że mały kompletnie nie słucha tego co mam mu do powiedzenia doprowadza mnie do szału.

 Nadal nie reaguje na NIE WOLNO, STOP, STÓJ
Wielokrotnie o mało nie doszło do wypadku, nie wiele brakowało a bym była świadkiem jak moje dziecko zostaje potrącone przez samochód czy to jak ostatnio zbił szybę od piwnicy i próbował wejść do środka. Złapałam go w momencie kiedy klęczał na parapecie patrząc na potłuczone szkło. Nie płakał, nie wiercił się kiedy go złapałam, jedynie co UNIKAŁ WZROKU, NIE PATRZYŁ NA MNIE TYLKO PRZEZE MNIE, W DAL.
 I to mnie najbardziej boli ta jego ignorancja i nie radzenie sobie z emocjami. 
CHYBA MA TO PO MNIE.

Najlepiej jakbym znalazła jakiś cudowny środek na tego małego zbója bo jak na razie sama się motam. Staram się być konsekwentna w swoim działaniu ale sama niczego nie zrobię. Jedynie co pozostaje mi robić to nie tracić zimnej krwi i opanowania. Tłumaczyć i jeszcze raz tłumaczyć. Może posłucha i Matka odniesie mały sukces.




3 komentarze :

  1. trzymam kciuki za ciebie i groszka, a bunt dwulatka niedawno przerabiałam...powodzenia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. co jak co wsparcie zawsze mile widziane i rady też.
      jak na razie jest walka i próba cierpliwości,ja ta zła policjantka a reszta rodziny dobra ale jakoś daję radę muszę

      Usuń
  2. mysle ze rozmowa z dzieckiem przyniesie efekty w najblizszym czasie, po pierwsze dzieki wysluchiwaniu tlumaczen, nauczy sie wielu slow.
    Jako ze ucze sie teraz na przedszkolanke (za granica), przerabiamy zachowanie dzieci, nasza nauczycielka porownuje zachowanie 2 latkow do nastolatkow haha!
    Jedynie co moge zaproponowac to:
    1.Odwrocenie uwagi - widzialam to kilka razy w akcji, dziecko zaczelo plakac i denerwowac sie, wiec mama szybko znalazla cos 'bardzo' ciekawego w tle. Mozna tez wymyslec jakas sztuczke, np znikajacy samochodzik 'patrz, mam samochod w rece!' (szybko wsunac go do rekawa) ' i nie ma!'
    2. Rozladowanie energii - np jesli zbyt duzo biega albo sie denerwuje, przynies wielka poduche i zacznijcie ja razem uderzac, jesli boisz sie ze pomysli ze tak jest ok z ludzmi, zawsze mu przypominaj ze tak mozna robic tylko z poduszka

    takze w czasie gdy syn ma atak tantrum, nie warto go uspakajac - jest w zbyt wielkiej histerii zeby cokolwiek do niego dotarlo, najlepiej poczekac az sie uspokoi i wtedy z nim porozmawiac. Takze,jesli mozliwe, mozesz po prostu wyjsc z pokoju, wiem ze trudno to zrobic gdy sa inni ludzie w okolo bo kazdy pomysli ze jestes okropna matka, ale to wlasnie reakcja na napady powoduje ze dzieci histeryzuja wiecej, bo ucza sie ze dzieki temu moga wyciagnac od innych reakcje. Sama pamietam jak w dziecinstwie placzem probowalam zwrocic na siebie uwage, mysle ze to na tym polega, dlatego jesli mozliwe, zignoruj go po prostu, zobaczy wtedy ze histeria nie przynosi zadnych efektow

    OdpowiedzUsuń