Po pięknej pogodzie nic nie zostało. Niebo od rana zachmurzone, lekkie opady deszczu. Jeszcze wczoraj było tak pięknie i słonecznie. Z przyjemnością wystawiałam buzię do słońca i powiem szczerze przeklinałam kasztana sąsiadów. Nic mi biedne drzewo nie zrobiło ale jak tylko spojrzałam na spadające liście na ziemię krew we mnie wrzała. Mąż już wielokrotnie chciał ususzyć biedaka ale stawiałam zawsze opór. I tak jak słoneczko znowu wyjdzie trzeba będzie zakasać rękawy i zabrać się za grabienie.
Mimo wszystko wyszliśmy z Małym na spacer, w jednym celu a mianowicie pochlapać się w kałużach. Z czystym sumieniem i przyjemnością patrzyłam jak Pałeczka zdobywa kolejną dziurę w asfalcie. Jak woła swojego wiernego towarzysza Krecika (Klecciiik) aby skoczyć razem do kolejnego bajora. Już zapomniałam ile to frajdy i przyjemności z takiego chlapania, taplania się w błocku i grzęzawisku.