niedziela, 18 stycznia 2015

36/37 TYDZIEŃ-ZACZYNAMY ODLICZNIE


Ostatnio coraz częściej zdarza mi się patrzeć na kalendarz ze strachem,paniką. Siedząc nad kubkiem gorącej herbaty/kawy w myślach zaczynam nerwowe odliczanie.Już nie długo cały mój/nasz świat ulegnie całkowitej,totalnej rewolucji,metamorfozie.
Już nic nie będzie takie samo.

Z jednej strony już nie mogę się doczekać kiedy otrzymam tą małą kruszynę w swe ramiona i będę mogła go powitać po tej stronie brzuszka a z drugiej strony zaczynam zimne kalkulowanie.
Mogę się WAM TU i w TEJ chwili przyznać się,że :

Ja, Matka boję się jak cholera.



Coraz częściej zdarza mi się chwila słabości,załamania kiedy łzy same napływają do oczu a ja czuję się słaba,bezsilna i bez chęci do wszystkiego.Przechodzę chyba jakiś kryzys emocjonalny bo nigdy nie byłam tak rozchwiana i nie zrównoważona.Myśl o tym,że nie długo czeka mnie poród przyprawia mnie o dreszcze.

Nie boję się bólu,cierpienia,fizjologii bo wiem,że boleć musi,że to jest nieuniknione ale boję się tego,że nie dana mi będzie próba podjęcia walki jaką jest poród naturalny.

Rozmawiałam z położną i ta mi wyraźnie dała do zrozumienia,że tak naprawdę nic nie jest ode mnie zależne.I choćbym bardzo chciała,pragnęła powitać synka na świecie rodząc go siłami natury fakt,że Szymek pojawił się poprzez cięcie nie pozostawia mi innego wyboru. JESTEM SKAZANA NA CESARKĘ.
A tej chcę uniknąć za wszelką cenę.

Jutro czeka mnie wizyta kontrolna i podejrzewam,że usłyszę już jakieś konkrety od lekarza prowadzącego w sprawie porodu. Poza tym Czuję,że lokator brzuszka jeszcze się nie przekręcił a jeśli nic nie ulegnie zmianom cięcie będzie wskazane. Tak więc czekam na jutrzejszą wizytę i powoli zaciskam pięści i zęby ze zdenerwowania. Liczę w głębi serca na cud.

Położna zbyt dosadnie mnie uświadomiła czym może się skończyć poród w mojej obecnej sytuacji i fakt,że możemy nie dojechać do szpitala na czas w przypadku odejścia wód czy pojawienia się skurczy napawa mnie strachem.Nie chce czytać o tym jak małe są szanse na odratowanie dziecka,które jest położone poprzecznie.
NIE CHCĘ NAWET MYŚLEĆ!!!!!

Po wizycie Pani Agnieszki od razu spakowałam walizkę i uświadomiłam męża co by nie lekceważył sobie moich telefonów i zawsze starał się być w pobliżu-tak na wszelki wypadek.

Już nic mi nie pozostaje jak czekanie na wizytę i na to co powie lekarz. 

2 komentarze :

  1. Bedzie dobrze! wdech, wydech... jeszcze troszke!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki:-)
      Mąż się czasami ze mnie podśmiewa,że jak za bardzo mi ciśnienie skoczy np.za jego sprawką włącza mi się " oddychanie na pokaz"- brak mi tylko wachlarza i sofki co bym mogła polegiwać jak dama:-).No cóż wszystko przed nami włącznie z zakupem i mebli na nasze gniazdko.

      Usuń