piątek, 6 czerwca 2014

UODPORNIONA

Piątek,ostatni dzień mojego tygodniowego odpoczynku,URLOPU  w domu.
Ostatnie chwile kiedy mogę być w 100%tylko dla dziecka.Kolejne takie małe wakacje czekają mnie dopiero w październiku. Szmat czasu ale wierzę w to,że jakoś dam/y sobie radę z tak zaplanowanym urlopem.

Zaczynając już w piątek miałam tyle w sobie pokładów  energij,tyle planów do wykonania  jednak zła pogoda w pierwszych dniach działała tak na Szymka,że praktycznie nie puszczał mojej nogi.Był rozdrażniony,nie potrafił usiedzieć dłuższej chwili sam a każda zabawka nudziła się po kilku minutach.

Mamy i Taty- tego potrzebowało nasze dziecko.

Było żądne Naszej uwagi,zainteresowania i poświęcenia mu czasu.Sama niejednokrotnie czuję się podle włączając dziecku telewizor,jedyny to sposób aby go zając na chwil kilka.Jeśli bajka mu się spodoba-dziecko przepadło na dłuższą chwilę.Jeśli nie jestem w 100% pewna,że mały osobnik w ciągu zaledwie kilku chwil będzie przy mnie gotowy do pomocy.A wykonanie obiadu przeciągnie się niemiłosiernie.


W drugiej połowie tygodnia pojawiło się upragnione,wyczekane słońce.Już rano Szymek czekał na to aby wyjść na zewnątrz.Jeśli było ładnie razem szliśmy po pieczywo a następnie do sklepu.Niejednokrotnie Szymon okazywał nie zadowolenie piskiem i wrzaskiem kiedy chciałam go zabrać do domu.To nic,że śniadanie jeszcze nie zjedzone,to nic,że mamusina kawa zimna -on chce być na dworze,bawić się kamykami czy turlać się z naszym pieskiem.

Zabawa taka trwała,trwała a ja byłam uziemiona.



Musiałam pilnować delikwenta aby nie wybiegł na szosę.Już kilka razy tak miałam,że jakoś udało mu się pokonać zabezpieczoną bramę,furtkę,odwrócić uwagę mamusi od swojej osoby i wybiec na ulicę.Nie raz stanęło mi serce a nogi zmiękły. Pomimo tego,że synek za 2 miesiące skończy  dwa latka nie mogę pozwolić sobie na to aby go spuścić chociaż na chwilę z oka. 

Kiedy już się nabiegał,zmęczył i pobawił szedł spać.Miałam wtedy ok 2 godz na ogarnięcie naszych czterech ścian,ugotowanie zupy i wypicie w końcu tej prawie mrożonej kawy. Ale,żeby nie było łatwo każdy gest,ruch nieuważny mógł zbudzić małego.A w tedy koniec roboty ponieważ Pałeczka już pod drzwiami stał gotowy do wymarszu. Kolejne wyjście na dwór równało się z tym,że progi domu były przekraczane dopiero wieczorem kiedy komary nie dawały już grasować nam na dworze.


Ja nie narzekam,nie marudzę.Ja jestem świadoma tego,że potrzeby dziecka są najważniejsze,że muszę być przy nim ale niestety każdy myśli,że jeśli Teściowa mogła zrobić to czy tamto z dzieckiem to coś jest nie tak ze mną,że ja nie mogę.Może źle organizuję sobie dzień,może jestem leniwa,źle zorganizowana.


Fakt,może to być prawda.

Ale ja nie potrafię nie zareagować na jego obecność,na to że prowadzi mnie trzymając za palce do klocków aby razem zbudować wieżę czy fortecę.Poczytać czy chociażby poprzytulać się. Pomimo tego,że wszyscy dają mi do zrozumienia,że powinnam bardziej się przykładać do pracy,mieć wszystko uporządkowane,uprasowane, posprzątane ja powoli staję się na to uodporniana.Już nie zależy mi tak bardzo na tym co powiedzą o mnie domownicy czy krewni.W nosie zaczynam mieć sugestie,że mam dwie ręce lewe.

Jestem jaka jestem.

Codziennie słyszę od męża,że mnie kocha chociaż wiem,ze jest zmęczony pracą,wiem,że pomimo tego,że w ciągu dnia po kilkanaście razy potrafimy się spiąć,pokłócić to mimo wszystko wieczorem zapominamy o żalu czy pretensjach.Wieczorem zasypiamy wtuleni w siebie nasłuchując jak nasz MAŁY cud śpi,oddycha czy przez sen się śmieje.

Zasypiamy z myślą,że jutro będzie dobry dzień.

1 komentarz :