sobota, 13 grudnia 2014

MAM DOŚĆ.TAK SIĘ NIE DA

Możecie się ze mnie śmiać,możecie mrugać z nie dowierzania powiekami czytając dzisiejsze MOJE WYZNANIE ale prawda jest JEDNA,NIEPODWAŻALNA.
A mianowicie:


  
Nigdy nie pisałam pod publiczkę,dla komercji czy popularności,gadżetów,sponsorów chociaż mażą mi się "przyzwoite" statystyki.I nie chodzi mi tu w żadnym razie o lajki,uśmiechy czy inne kwiatuszki ale o prawdziwych,autentycznych czytelników,którzy służą radą,pocieszą kiedy trzeba czy naprostują,zganią i przywołają do rzeczywistości.Będą ze mną pomimo tego,że nie słodzę i nie lukruje swojej rzeczywistości.A moja przygoda z MACIERZYŃSTWEM nie jest czymś z czego jestem tak naprawdę dumna,a tym bardziej "godna naśladowania".
DALEKO MI DO WZORCA CZY IDEAŁU.

Im bliżej terminu rozwiązania tym bardziej zaczynam panikować,tracę rozum i to dosłownie.
Będąc matką dwulatka wiem co MNIE czeka,co NAS czeka i najzwyczajniej w świecie boje się tego.Nie zmiany pieluchy,mycia czy kolek ale tego,że mogę nie ogarnąć rzeczywistości,która mnie otaczać będzie, ŻE MOGĘ ZAWIEŚĆ.

Już teraz słyszę,że bujam w chmurach,że jestem nieobecna czy inna ale stres,który zaczyna mną kierować nie daje mi przespać nocy.Budzę się kilkukrotnie aby po chwili ponownie stoczyć walkę z samą sobą.Czasami zazdroszczę mężowi tego spokoju,stanu olewczego- co będzie to będzie,tego pójścia na żywioł.On nie analizuje,nie myśli,nie stara się uporządkować wszystkiego tylko przyjmuje rzeczywistość taką jaka jest.Fakt czasami go ponoszą nerwy czy emocje ale w ostatnich miesiącach w tych sprawach to ja jestem mistrzem.

Śni mi się coraz częściej,że MÓJ mały lokator (jak na razie bezimienny) postanowi wcześniej powitać świat,że zachce zacząć swoje życie na swoich warunkach i nic nam do tego.Boję się rozłąki i tego,że miałabym zostawić Szymka samego.Przez ten czas mojego zwolnienia zżyliśmy się bardzo,staliśmy się nierozłączni:-) I to mnie martwi.W pewnym sensie zależni od siebie.

O tym,że Nasz Synek jest wyjątkowy pisałam już nie raz,że codziennie Nas zaskakuje a duma rozpiera.Piałam prawda?Ale również pisałam,że jest dzieckiem trudnym,że nie raz jego zachowanie doprowadzało mnie na skraj wyczerpania i chęci ucieczki.Ile już to razy słyszałam,że wychowujemy dziecko bez reguł,że rozpieściliśmy Go a właściwie to Ja.Po części się zgadzam i nie zrzucam winy na cały świat i pogodę ale ilekroć próbuję,staram się,walczę o tyle coraz częściej spotykam się z IGNORANCJĄ.

Ileż to razy prosiłam wchodząc do Teściowej aby ta nie dawała mu nic słodkiego ponieważ śniadania prawie nie tkną a do obiadu zostało nie wiele czasu więc jest szansa na sukces.Jakby moje słowa były w języku suahili,zero akceptacji i zrozumienia a argument w postaci zaparcia,również był im obcy jak dziura ozonowa.
Ja rozumiem,że dziadkowie są od tego aby rozpieszczać aby dawać dziecku poczuć się wyjątkowym i kochanym pomimo,że jest już szósty w kolejce po te zaszczyty ale złości mnie to,wkurza,że wszyscy mają prawo do decydowania o moim dziecku a moje słowa,prośby są lekceważone. 

Babcia,chociaż ma dobre intencje,nie zrobi za mojego synka kupy,nie sprawi,że przestanie go boleć brzuszek a prosta czynność fizjologiczna będzie wymagała od mojego dziecka bólu i łez.To ja muszę później masować twardy brzuszek,to ja przytulam dziecko kiedy całe dygocze i płacze.To ja muszę patrzeć na to jak się męczy,ucieka za regał czy do szafy i walczy z swoją fizjologią.

Łatwo mówić,że z dzieckiem coś jest nie tak,że trzeba zrobić badania,że nie je,że może ma anemię ponieważ  ucieka,wzbrania się przed posiłkiem ale kiedy pytam czy dostał coś słodkiego,jakiegoś batonika to słyszę argument,że przecież dziecko prosiło,podchodziło do regału gdzie Babcia trzyma słodycze i wspinało się dzielnie po nie jak alpinista.Więc dostało to o co prosiło.Temat zamknięty.Ale nie dla mnie.

Ileż to razy mężowi tłumaczyłam,prosiłam i wymuszałam aby porozmawiał z Teściami,że tak nie wolno.Myślicie,że On ma jakiś głos tak jak ja?Przecież My nic nie wiemy,jesteśmy młodzi i głupi,nie doświadczeni życiowo.Oni to co innego.Rodzina męża to co innego.
Ba każdy wie lepiej niż ja,niż my co jest dobre dla Naszego dziecka.

TAK SIĘ NIE DA.
Muszę zrobić z tym porządek,dać i wyznaczyć zasady i Reguły ale co z tego jak i tak ich nie będą respektować.Przecież JA się nie znam,przecież nie krzywdzą dziecka.

5 komentarzy :

  1. Tupnij nogą! Ja bardzo nie lubię kiedy ktoś podważa moje słowo jako matki. Moja mama kilka razy próbowała, ale staram się tupnąć nogą" i mi przytaknie. Z teściową gorzej, nie wiem na jaki argument mogę sobie przy niej pozwolić, ale ostatnio też zaczęłam mówić prosto z mostu. Tym bardziej, że pyta, mówimy NIE a ona i tak robi swoje. Nie, kiedy ja przy tym jestem. Nie pozwalam na to a potem fochy... no ale cóż, takie życie matki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja też uważam że nalezy tupnąć noga, jak nie pomoże, to PIERDOLNIJ MOCNIEJ;)

      Usuń
  2. Tez czasami chcialabym cofnac czas.

    OdpowiedzUsuń
  3. Frustrujące, powiedz wszystko czarno na białym, niech wiedzą że to robi krzywde, ze boli ze problemy, powiedz że lekarz zabronił cokolwiek wszystkie chwyty dozwolone.

    OdpowiedzUsuń