Kto by pomyślał,że już po Mikołajkach.
Na ten dzień nie tylko moje dziecko czekało ale ja także.Na jego reakcję,na uśmiechy,na dzikie okrzyki radości z powodu prezentów:-)
Ja wiem,że nie o zawartość paczuszek chodzi ale o tą magię,czar,te emocje.Przecież w każdym z nas jest coś z dziecka:-)
Ciszyłam się kiedy grasowałam między półkami sklepowymi tarmosząc zestawy klocków.Nie straszna była mi kolejka w sklepie,duszności czy zapach Pana,który stał przede mną z buteleczką i zgrzewką piwa.Nic się nie liczyło tylko chęć aby ujrzeć te oczy pełne radości,te rączki wyciągnięte w stronę pakunków.Z trudem po wstrzymywałam się aby nie dać Szymkowi wcześniej prezentu.Tuptałam z nogi na nogę namawiając męża aby się przebrał w strój Świętego ale doszłam do wniosku,że może jeszcze za wcześnie,że strój poczeka tak jak aparat.
Zamiast robić zdjęcia poświęciłam się Synkowi,budowaliśmy domy,garaże i karmiliśmy zwierzęta.Synek z przejęciem i dumą co jakiś czas pociągał męża za nogawkę aby ten spojrzał na jego dzieło.Liczyło się tylko to aby Tata wydał okrzyk zachwytu a Szymek już z zapałem i gorliwością budował dalej.Nic go nie interesowało tylko klocki i samochodziki.
Dumna byłam i jestem ze swojego małego Synka.Ja wiem,że on już taki duży,że już nie jest kruszynką zawiniętą w rożek,że dorośleje,że za niecałe dwa miesiące zostanie starszym bratem,że będzie autorytetem i wzorcem dla kolejnego członka naszej rodzinki.
A dzisiaj pogoda nas zaskoczyła i zawitała w nasze strony zima.Ok 8 rano zaczęło prószyć delikatnie aby ok 12 zacząć sypać konkretnie,bez przerwy.Szymek co jakiś czas wspinał się na parapet w pokoju i stojąc oparty o szybę zasypywał mnie lawiną pytań: CIO TO?A CIO TO?TOO MAMO!!!!MAMOOOOOO!!
Długo nie czekaliśmy i już o 10 Szymek biegał po podwórku.Nie marudził przy ubieraniu,czekał i jak nigdy nie poganiał mnie.Cierpliwie siedział trzymając na kolanach nowy wóz policyjny,który przyjechał razem z dziadkami w niedzielne popołudnie.Biegał po podwórku ciągnąc samochód aby po chwili zacząć odśnieżać wszystkie samochody stojące na podwórku.Nie zapomniał również o swoim zasłużonym czerwonym maluszku,w którym wielokrotnie się chował czy bunkrował wcinając słodycze czy lody.
Śmiałam się razem z nim kiedy wyciągał język i smakował płatki śniegu spadające z nieba.Zresztą ja również to robiłam jak byłam mała i dzisiaj również ukradkiem,kiedy nikt nie widział:-)
Czekam i przebieram z nie cierpliwością nogami kiedy wstanie aby wyciągnąć sanki i ruszyć przed siebie.
Nie Ty jedna czekasz na śnieg. Gdzie te czasy, kiedy w święta wszystko było zasypane śniegiem a na podwórku lepiło się bałwana i iglo...
OdpowiedzUsuńPrzejażdżkę sankami mamy za sobą niestety trzeba wyciągnąć kalosze,po śniegu nie ma śladu BUUUU
OdpowiedzUsuń