wtorek, 22 stycznia 2013

Towarzyskie spotkanie

Zgłupiałam
i to w dosłownym słowa tego znaczeniu.

Ja kobieta poważna, zdystansowana,która nie zna słowa NIE
siedziałam, szperałam w tym naszym kochanym internecie i głupie mnie myśli ogarniały.
Niby w tym naszym świecie internetowym jest wszystko podane na tacy ale jak czegoś konkretnego szukasz, zero, nic, zostają domysły i rady bardziej doświadczonych mam na forach czy portalach dla maluszków.

Po pobycie w domu i wielokrotnych rozmowach ze znajomymi podjęłam decyzję o rozszerzeniu diety mojego synka. Przecież w tym tygodniu już pół roczku będzie miał za sobą a oprócz maminego i sztucznego mleczka z kaszką ryżową nie zna nic.
Jak też pomyślałam tak też zrobiłam.
Niby sprawa banalna a jednak jak to w jednym filmie powiedziano:

"SPRAWA SIĘ RYPŁA"


Banalna dla mnie rzecz jak ugotowanie zwykłej, 
czerwonej marchewki przerosła mnie i to w zupełności.

Śmieszne prawda?
Szukałam, szperałam, czytałam.
W końcu natrafiłam na fajny serwis. 

Polecam, mają tam fajna książeczkę z przepisami dla naszych głodomorków.
Jak przeczytałam, tak też zrobiłam.
Przyznam się Wam szczerze nigdy ale to nigdy nie gotowałam aż tak długo marchewki. Biedne warzywko kułam widelcem po wielokroć, przewracałam natrętnie na boki. 
Wybawił mnie w końcu M.
Przyszedł, spróbował, poszedł.
A ja czerwona jak marchewka po zmiksowaniu warzywka jeszcze przecierałam je mozolnie przez sitko.
Oj spociłam ja się.

Mój trud został nagrodzony.

Panicz po chwilowym zauroczeniu śliniakiem podjął nierówną walkę z tą nowością.
Wiem jedno muszę przerobić śliniak. Powiązać jakieś trocki tak aby małe rączki go nie mogły ściągnąć. 
Marchewka jakoś chyba rewelacyjnie superaśnie przyrządzona nie była bo synek dość szybko stracił zainteresowanie. Moja praca twórcza była dosłownie wszędzie, na śliniaku, ubranku nawet we włosach ponieważ gestykulacja była dość ekspresywna. 

Jeden plus całej imprezki 
Śliniak smakował wybornie.

A o to fotorelacja ze zmagań
MAMA-SZYMON-MARCHEWKA-ŚLINIAK
WYNIK:
TROCHĘ MARCHEWKI W ŻOŁĄDECZKU SYNKA
TROCHĘ NA UBRANKU
ŚLINIAK DO PRANIA

Miłego oglądania-

Rewanż za trzy dni!!!!!!!




Niestety reszta zdjęć została ocenzurowana z powodu brutalności zdjęć:-)

9 komentarzy :

  1. Przypomniała mi się moja pierwsza marchewka, też mi skubana ugotować się nie chciała. O wiele szybciej mi poszło ugotować niesforne warzywo na parze. Polecam. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Najtrudniejszy pierwszy raz :)))

    Zapraszam na konkurs:
    http://znaczkijakrobaczki.blogspot.com/2013/01/wygraj-banke-nawet-osiem.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skorzystamy na pewno!!!!!!
      Faktycznie mam już za sobą marchewkę,ale czy pokonam ziemniaka albo brukselkę nie mam pojęcia:-)

      Usuń
  3. Coś czyściutki jest :D.
    Ja to wyrodna matka chyba jestem. My wczoraj na "spontanie" daliśmy Młodemu polizać jabłko. Ale się denerwował, że takie dobre i nie leci.

    OdpowiedzUsuń
  4. pamietam jak miłosz pierwszy raz wsował marchewke. jabłuszka mu smakowały najbardziej:) zapraszam do siebie na candy: http://pamietnikkobietki.blogspot.com/2013/01/candy-part-1.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak dajemy małemu możliwość polizania jabłuszka- podejrzewam, że pokocha je bardziej od marchewki,widziałam już ten błysk w oczku:-D
      A z konkursu na pewno skorzystam.

      Usuń
  5. widzę że nie tylko ja miałam taki problem. Na początku co raz wertowałam strony z rozszerzaniem diety maluszka i jakoś nie mogłam pojąć do końca co i jak ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeszcze jakby było wszystko w jednym miejscu a nie na każdym portalu dla rodziców po troszku.
    Oszaleć można.

    OdpowiedzUsuń