piątek, 14 grudnia 2012

Nic sie nie stało


Na egzaminie na prawo jazdy egzaminator pyta "podstępnie":
 -Co pani zrobi, jeśli po przejechaniu pięciu kilometrów stwierdzi Pani, że zapomniała Pani kluczyków"? 
- Zjadę na pobocze, włączę światła awaryjne, wysiadam z samochodu i sprawdzam, co za matoł mnie pchał taki kawał drogi...   





Stało się!!!!!

Wróciłam pokonana bez wymarzonego prawo jazdy.
Po raz kolejny stres pokonał mnie, ograniczył.Sprawił,że nie wykazałam się na tyle, aby zachwycić Pana Egzaminatora.
A szkoda bo miałam bardzo fajnego Pana, miłego, uśmiechniętego no cóż stało się i tyle.
Winy doszukuję się pośrednio w tym, że bardzo długo czekaliśmy na egzamin teoretyczny a później praktyczny. 
Na szczęście zdałam go. 
Wkułam. 
Jutro o nim zapomnę.
Siedziałam tak i czekałam, z nikim nie nawiązałam rozmowy bo po co. Wszyscy rozmawiali tylko zresztą o tym. Niepotrzebnie uruchamiając lawinę narzekań i opowieści jak to ktoś nie zdał, jak został oblany niesłusznie, jakby celowo, jakby na złość.

Głupotą jest taka poczekalnia w której siedzą przyszli kierowcy i osoby, które czekają w gigantycznej kolejce aby się zapisać po raz kolejny. Aby zdążyć jeszcze w tym roku. Aby tylko nie zdawać na nowych zasadach.

Teorie mam za sobą co daje mi kolejną możliwość zdawać przez kolejne pół roku. 
Muszę zdać.
Za dużo mnie to kosztowało.
Za wiele nerwów aby odpuścić. 
Ja taka nie jestem. Nie poddaje się!!!!!!!!!!
Muszę przecież w końcu kiedyś zdać, przecież nie można mieć aż takiego pecha.

Czekając na ten egzamin przyszła mi taka myśl, że PRZED PORODEM TAK SIĘ NIE BAŁAM JAK PRZED TYM EGZAMINEM, że wyzwala we mnie strach który przecież nie towarzyszył mi w trakcie cesarskiego cięcia.
 Porodu się nie bałam, bałam się o synka a wsiadając do samochodu miałam wyrzuty, że go zostawiłam, że nie mogę przytulić, pocałować w te łysawe miejsce z tyłu główki.
A wysiadając, wiedziałam, że zawiodłam nie tylko siebie ale też i jego.
Dla niego miałam się postarać aby spełniać swoje plany i marzenia aby wsiąść i jechać czy to do babci czy po pieluszki dla mojego Skarbka. 
No cóż wszystkie marzenia muszą jeszcze troszeczkę poczekać na swoją kole, na swój czas. 
Nie zamierzam odpuszczać. 
Nie teraz.
Nigdy

Mąż dzięki mojemu wyjazdowi spędził praktycznie cały dzień z Szymonkiem.
Dziecię nadzwyczaj było spokojne i urocze, może zmiana miejsca to zdziałała. Cały dzień moi dwaj mężczyźni spędzili u szwagierki gdzie babcia obdarzała go lawiną całusów i pieszczot.

Po tym jak już przyjechałam z egzaminu pojechaliśmy z Szymonem na wizytę do Pani od bioderek. 
Usłyszałam w końcu, że nie muszę już maluszka szeroko pieluszkować, że wszystko w porządku i kolejna wizyta kontrolna za pół roku. 
I dobrze bo przyznam się Wam do czegoś, że dziecię moje było pieluszkowane może przez pierwsze dwa miesiące  a dalej już nie miałam sumienia. 
Jeśli jest wszystko dobrze to po co unieruchamiać bobasa w momencie kiedy zaczyna podnosić pupę, przekręcać się. 

Przestałam i nie żałuje. 
Myślimy tak sobie z M., że takie co kilku tygodniowe wizyty są po części spowodowane tym aby wyciągnąć z funduszu jak najwięcej pieniążków.
Jeśli nic się nie pisze w karcie, nie nanosi poprawek a tylko zaleca się pieluszkowanie a wizyta nie przekracza 5 min. to coś tu nie tak.
Za szybko. Profesjonalnie jest ale coś daje do myślenia.
Dzięki Bogu mamy to już za sobą.

PA PA SZEROKA PIELUCHO
WITAJ SWOBODO DLA NÓŻEK!!!!!!!!!!!
WOLNYCH NUŻEK:-)

Razem z M. kupiliśmy też naszą 2 choinkę. 
Tym razem sztuczną, może nie będzie takiej magij jak przy żywej, zapachu i kucia przez igiełki ale taka choinka będzie z nami na pewno przez jakiś czas, przez kolejne święta:-)
Zastanawialam się też jakby nasz Skarbek reagował na zapach choineczki? Czy by mu ułatwił zasypianie, oddychanie?
Wiem jedno mamy malego maluszka a on lubi ciepełko nie tak jak nasz zielony przyjaciel. 
Szkoda by było drzewka. 
A Mikołajowi chyba wszystko jedno gdzie zostawia prezenty:-)
Grunt aby drzewko lśniło blaskiem od cukierkowych pozłotek, łakoci, bombek i łańcuchów.

Patrzę na synka, on na mnie i odpływamy razem. Zasypiamy
DOBRANOC:-0
  
 

2 komentarze :

  1. Następnym razem dasz radę :)

    Zapraszam do dyskusji na temat porwań rodzicielskich w Polsce http://szukamy-was.blogspot.com/2012/12/kiedy-jedno-z-rodzicow-porywa-dziecko.html

    OdpowiedzUsuń
  2. następnym razem dasz rade, mi się udało dopiero przy 3 podejściu, a przyznam się, że koleś miała się do czego przyczepić jak zdawałam - zmieniłam pas ruchu na przejściu dla pieszych (co prawda pustym i w zasięgu wzroku żadnego pojazdu).

    Też mam sztuczną choinkę i mi odpowiada (nie sypie się). Ale jeszcze nigdy w życiu nie miałam prawdziwej choinki.

    OdpowiedzUsuń